Wiele polskich wypraw próbowało zdobyć K2, czy to latem czy zimą, niewiele z nich zakończyło się sukcesami. K2 to góra gór, bardzo wymagający szczyt, trudny do zdobycia. Niektórzy wspinacze bez zastanowienia odpowiadają, że najtrudniejszy na ziemi. Jako jedyny z ośmiotysięczników należących do Korony Himalajów i Karakorum (stan na dziś) nie został zdobyty zimą. Zmienić ten stan zamierzają, jakże by inaczej, polscy himalaiści. Ale po kolei. Zacznijmy od tego dlaczego w ogóle K2 jest tak trudnym szczytem, dlaczego na jej wierzchołku staje tak niewiele osób, dlaczego rozbudza wyobraźnię wielu wspinaczy i dlaczego wydarzyło się na niej tyle wypadków.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ile bym nie pisał o polskich wyprawach na drugi szczyt świata, to zawsze będzie za mało i nie wszystkich zadowolę. Spróbuję jednak przybliżyć historię narodowych prób podboju K2, wypraw niełatwych, pełnych trudności, nawet w, wydawałoby się, lżejszych, letnich warunkach. Nie wszystkie polskie eskapady na tę górę kończyły się sukcesem, głównie ze względu na trudne warunki pogodowe lub trudności techniczne napotkane na obranych przez himalaistów, ambitnych drogach. Na początek trzeba być wobec siebie uczciwym i przyznać jedną rzecz. Wielokrotnie, kiedy myślałem o K2 do głowy przychodziło mi jedno nazwisko: Wanda Rutkiewicz. Dlaczego? To postaram się wytłumaczyć w dalszej części wpisu.
„Pierwsza była Wanda, za nią cała banda”
To fraszka himalaisty Ignacego Nędzy, którą wymyślił po pierwszych sukcesach Wandy Rutkiewicz w Himalajach i Karakorum. Ta piękna kobieta, z zawodu inżynier elektronik, była pierwszym Polakiem na K2 (podobnie zresztą jak na Evereście). Podkreślam – nie tylko pierwszą Polką, ale pierwszym polskim obywatelem, co od razu postawiło ją na równi z najdoskonalszymi, polskimi (i nie tylko) himalaistami, a kolegom z Polskiego Związku Alpinizmu dało mocno do myślenia. K2 było jej trzecim ośmiotysięcznikiem. Jako pierwszy obrała za cel Everest (ten udało się zrealizować 16.10.1978r), natomiast drugim była Nanga Parbat (15.07.1985 – pierwsze wejście kobiece wraz z Anną Czerwińską i Krystyną Palmowską). Później przyszła pora na drugi szczyt świata leżący w Karakorum, o którym mówi poniższy tekst.
Wanda Rutkiewicz na tle K2.
Oryginalne zdjęcie mniej popularne od kopii, która przedstawia lustrzane odbicie góry.
Autor: prawdopodobnie Bogdan Jankowski
Dla kronikarskiego porządku należy wspomnieć, że drugi co do wysokości szczyt świata pierwszy raz w historii został zdobyty w 1954 roku przez włoską wyprawę pod kierownictwem Artido Desio, drogą, którą dziś środowisko nazywa Żebrem Abruzzich. Jak pisał Janusz Kurczab w książce „Polskie Himalaje – Wielkie Wspinaczki”, pierwsza polska wyprawa chciała wyruszyć na ten szczyt jeszcze przed drugą wojną światową, ale to z różnych względów nie wydarzyło się. Później starania o uzyskanie pozwolenia od władz pakistańskich zostały wznowione w 1972. Polacy uzyskali „glejt” na atakowanie K2 w 1974 roku, ale ze względów proceduralnych (zbyt późno przesłane dokumenty) musieli zmienić plany i pojechali na Lhotse.
Co się odwlecze to nie uciecze, dlatego już dwa lata później, latem 1976 roku, na Czogori ruszyła pierwsza polska wyprawa pod okiem Janusza Kurczaba. Polakom nie wystarczało powtórzenie drogi pierwszych zdobywców, chcieli się wyróżnić (co zresztą charakteryzowało polskich himalaistów w tamtych latach) i poprowadzić nową drogę na szczyt północno-wschodnią granią. Po wielu tygodniach walki z wysokością i warunkami pogodowymi, również opadami i głębokim śniegiem, postawiono obóz VI na 7970 m, a para Eugeniusz Chrobak – Wojciech Wróż dotarła ostatecznie na wysokości 8400 m. Do szczytu pozostało ledwie 200 metrów w pionie, a Chrobakowi skończył się tlen. W obliczu zbliżającej się nocy i kurczących się zapasów himalaiści postanowili przerwać atak szczytowy i zawrócić. Pogarszająca się pogoda uniemożliwiła przeprowadzenie kolejnych prób. Janusz Kurczab twierdził, że skoro droga została poprowadzona do łatwego punktu na grani, skąd do wierzchołka pozostawało 200 metrów wypłaszczonego terenu, to można uznać, że problem tej drogi, choć niezakończony sukcesem, został rozwiązany. Dwa lata później Amerykańska wyprawa próbowała wejść na wierzchołek granią północno-wschodnią. Udało im się to, ale z wysokości 7670 m (obóz V) przeprowadzili trawers do drogi pierwszych zdobywców, by tamtędy wejść na szczyt. Do punktu, w którym byli Chrobak i Wróż nikt z wyprawy amerykańskiej nie dotarł. (źródło informacji: Janusz Kurczab „Polskie Himalaje – Wielkie wspinaczki”).
Kolejna wyprawa na K2 miała miejsce dopiero po sześciu latach przerwy, w 1982 roku. W zasadzie były to dwie wyprawy – męska i żeńska.Tym razem, ze względu na konieczność posiadania dewiz, zaproszono do współpracy Meksykanów. Pierwotnie w składzie wyprawy męskiej miał się znaleźć Janusz Onyszkiewicz, ale 13 grudnia 1981 jako działacz „Solidarności” został internowany, podobnie zresztą jak inni jego koledzy z „S”. Organizacja wyprawy w stanie wojennym była utrudniona, ale wyjazd ostatecznie doszedł do skutku, choć w niepełnym składzie. Zespół zamierzał wspinać się północno-zachodnią granią, a ostateczny skład zespołu stanowili: Janusz Kurczab (kierownik), Marek Grochowski (zastępca kierownika), Grzegorz Benke (lekarz), Roman Bebak,Eugeniusz Chrobak, Zbigniew Dudrak, Jan Holnicki-Szulc, Tadeusz Karolczak, Aleksander Lwow, Krzysztof Pankiewicz, Bogumił Słama, Ryszard Urbanik, Szymon Wdowiak (odpowiedzialny za materiały filmowe), Krzysztof Wielicki, Wojciech Wróż i Krzysztof Wiśniewski (kierowca, który nie brał udziału w akcji górskiej). Z kolei „zaciąg meksykański” stanowili: Lucio Cardenas, Manuel Casanova, Antonio Cortes Hugo Delgado, Enrique Miranda i Eduardo Mosqueda (skład za „Polskie Himalaje – Wielkie Wspinaczki” Janusza Kurczaba, Wydawnictwo AGORA. 2008).
Wszyscy mieli wątpliwości, czy wyprawa się odbędzie, a głównym powodem były trudy stanu wojennego. Telefony nie działały, dodatkowo łączność pocztowa była utrudniona ze względu na nieustające kontrole korespondencji, Meksykanie w ostatniej chwili otrzymali potwierdzenie, że wyprawa będzie działać bez zmian, w ustalonym terminie. Ekipa otrzymała pozwolenie na działalność na grani północno-zachodniej. Można by zapytać „dlaczego nie na północno-wschodniej, żeby zespół pod okiem Kurczaba mógł dokończyć to, co zaczął sześć lat wcześniej?”. I tu należy wspomnieć o ambicji Polaków, którzy powiedzieli: skoro naszą drogą z 1976 Amerykanie przetrawersowali do ramienia K2 i drogą włoską weszli na szczyt, a według nas główne trudności drogi pokonaliśmy w 1976, nie ma sensu jej powtarzać, bo nie może być zbyt prosto. To miał być element rywalizacji z Amerykanami – nowa, polska droga na K2.
Po ponad miesiącu od wyruszenia z Warszawy, zawartość Jelcza 315 z pomocą tragarzy dotarła na lodowiec Savoia, gdzie 8 lipca stanęła baza pod K2. Dwa dni później na wysokości 5950 m n.p.m. grupa rozbiła obóz pierwszy. Od tej pory, w zmiennej pogodzie, trwała walka o każde 100 metrów trudnej technicznie, północno-zachodniej grani. Po tygodniu, czyli 17. lipca, na wysokości ok. 6350 m n.p.m. powstaje obóz przejściowy 1a. Dwa dni później zespół w składzie Grochowski, Pankiewicz, Lwow i Holnicki zakładają obóz 2. Znajduje się on na grani, mniej więcej 350 metrów powyżej obozu przejściowego 1a.
Polaków nie omijają sytuacje niebezpieczne. Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy, zimowi zdobywcy Mount Everest z roku 1980, 21. lipca próbują wejść na bulę znajdującą się na grani i zostają porwani przez lawinę. Na szczęście wychodzą z tego wypadku bez poważnych urazów. Po dwóch dniach przerwy na wspomnianą bulę weszli Bebak, Chrobak, Karolczak i Wróż i dotarli do wysokości 7050 m n.p.m. Niestety, wtedy nastąpiło pogorszenie pogody i akcja została przerwana na kilka dni. Jak czytamy w książce „Polskie Himalaje – Wielkie Wspinaczki” Janusza Kurczaba „26. lipca Lwow i Holnicki doprowadzili poręczówki do 7050 m na skalnym żebrze, znaleźli platforemkę i złożyli na niej ładunek. Tego samego dnia Chrobak, Cichy, Pankiewicz i Wielicki rozbili tam namiot obozu III (7100 m)”. Następnego dnia ten sam zespół dotarł do wysokości 7300 m n.p.m.
30. lipca rozpoczął się dramat na Żebrze Abruzzich – w namiocie zasłabła Halina Kruger-Syrokomska, niedługo potem do męskiej ekipy dotarła wieść, która nimi wstrząsnęła – Halina nie żyje. Z oczywistych względów akcja górska zostaje wstrzymana na kilka dni, większość uczestników wyprawy męskiej transportuje ciało Haliny do niższych obozów, następnie do bazy głównej pod K2 i kolejnego dnia (1.08.1982) bierze udział w pogrzebie alpinistki.
W tracie kontynuowanej po kilku dniach przerwy akcji górskiej Polacy stawiają na północno-zachodniej flance K2 obóz IV na wysokości 7600 m. 5. sierpnia Aleksander Lwow ruszył po pozostawionych przez ekspedycję japońską poręczówkach, była to wysokość 7750 m, na lewo od filara, Holnicki natomiast w tym czasie zajął się prawą stroną filara, obaj na koniec zeszli do obozu II. To właśnie drogą obraną przez Holnickiego Chrobak, Cichy, Pankiewicz i Wielicki ruszyli do obozu IV do wysokości 7950 m n.p.m i zostawili depozyt. Krzysztof Wielicki, według relacji Kurczaba, dotarł na wysokość 8000 m.
W czasie gdy wspomniana czwórka schodziła do obozu drugiego by odpoczywać, w górę, z zamiarem ataku szczytowego, ruszyła para Wróż-Karolczak, wspomagana trójką Bebak, Dudrak, Urbanik. Jednak po nagłym załamaniu pogody cofnęli się oni do obozu II, a następnie do bazy. 13. sierpnia nasi wspinacze ponowili atak w składzie Karolczak, Wróż, Pankiewicz, Grochowski. Po dwóch dniach byli w obozie III. W międzyczasie szczyt dwukrotnie zdobywali Japończycy i to po przejściu północnej ściany K2 (podczas tej wyprawy zginął jeden z japońskich wspinaczy). 16. sierpnia czwórka szturmowa dotarła do obozu IV, ale silny wiatr wywiał ich spowrotem do samej bazy. Akcja górska przeciągała się. Kolejny szturm miał być decydujący, został zaplanowany na 29. sierpnia. Wspinacze ruszyli w dwóch zespołach: Wróż-Karolczak oraz Wielicki, Cichy i Chrobak. W górę poszli w złej pogodzie, licząc na jej poprawę w wyższych partiach, towarzyszyli im też Meksykanie, osłabieni brakiem (poturbowanego przez lawinę z 24. lipca) Cardenasa, któremu po opuszczeniu wyprawy towarzyszył Cortes.
Dalej, jak pisze Kurczab w „Polskich Himalajach”: „Chrobak, Cichy, Wielicki i Wróż dotarli 3. września do zdewastowanego obozu IV i znów musieli przeczekać jeden dzień”. Po ustaniu wiatru ruszyli do góry, ustawiając namiot obozu V na wysokości 8100m n.p.m. Niestety, Chrobak i Wielicki musieli zrezygnować z dalszej walki o szczyt. U Gienka koledzy rozpoznali początki deterioracji (on sam nie zgadzał się z taką interpretacją faktów), a Wielicki skarżył się na odmrożenia. Cichy i Wróż pognali do góry, docierając na wysokość 8250m. To był najwyższy punkt osiągnięty przez tę wyprawę na północno-zachodniej flance K2. Himalaiści w obawie przed wzmagającym się wiatrem i odmrożeniami zeszli do bazy. Była to kolejna nieudana polska wyprawa na K2, ale również kolejna, z której środowisko wyniosło ważną lekcję.
Jednocześnie na drodze pierwszych zdobywców działał zespół kobiecy, jego kierowniczką była Wanda Rutkiewicz, która do bazy pod K2 dotarła o kulach (w czasie przygotowań do wyprawy złamała nogę na Elbrusie). Wyprawa kobieca niestety nie odniosła sukcesu, jednocześnie (jak już wspominałem wcześniej) w jej trakcie w jednym z namiotów, z powodu obrzęku mózgu spowodowanego chorobą wysokościową, zmarła znakomita polska himalaistka i wieloletnia partnerka wspinaczkowa Wandy, Halina Kruger-Syrokomska. Męski zespół pomógł przetransportować ciało himalaistki pod kopiec Gilkeya, symboliczny cmentarz wspinaczy, którzy zginęli w Karakorum. Po śmierci Haliny Panie nie miały już takiego parcia do góry, choć, jak zaznaczyła w rozmowie ze mną Anna Okopińska, próbowały jeszcze prowadzić działalność górską, jednak wszystko dodatkowo skomplikowała zła pogoda. Wyprawa została zakończona bez sukcesu. Dla kronikarskiego porządku przypomnijmy skład wyprawy kobiecej: Alicja Bednarz, Anna Czerwińska, Halina Kruger-Syrokomska, Aniela Łukaszewska, Jolanta Maciuch, Anna Okopińska, Krystyna Palmowska, Ewa Panejko-Pankiewicz, Wanda Rutkiewicz (kierownik wyprawy) Danuta Wach, Christine de Colombel i Martine Rolland (obie z Francji) (Rolland wycofała się tuż przed wyprawą, zastąpiła ją Marianna Stolarek – informacja uzupełniona dzięki Annie Okopińskiej). Wanda ponownie próbowała wejść na „Czogori” w 1984 roku. Bez skutku.
Do czerwca 1986 roku Polacy byli już na Broad Peaku, Kanczendzondze, Nanga Parbat, Mount Everest, Manaslu, Makalu, Lhotse, GI i GII, Dhaulagiri, Cho Oyu. Weszli również na Broad Peak Central (8011m, wyprawa wrocławska z 1975), jak również na Kanczendzongę Południową i Środkową (wyprawa z 1978). Brakowało tylko pierwszych polskich wejść na Sziszapangmę, Annapurnę i właśnie K2. Lato 1986 na K2 napisało jeden z najstraszniejszych scenariuszy, jakie wydarzyły się w górach najwyższych. Prawdziwy rollercoaster, od sukcesu aż po śmierć kilkunastu uczestników różnych wypraw.
Dwie polskie drogi i wielkie tragedie
Jak już wspomniałem pierwsze polskie wejście na K2 miało miejsce dopiero w 1986 roku. Oczywiście pierwszym polskim himalaistą, który spojrzał na Karakorum z wysokości 8611m była Wanda Rutkiewicz, dokonała tego w trakcie wyprawy międzynarodowej, będąc pierwszą kobietą na świecie, która weszła na drugą górę świata. Niestety sukces ten był okupiony tragedią, w zejściu zginęli partnerzy Wandy – Liliane i Maurice Barrardowie. To był dopiero początek tragicznego lata. Wiele prób i końcowy sukces. Odważna postawa Wandy w latach ubiegłych (trekking do bazy pod K2 o kulach), jak również ostateczne wejście na szczyt powoduje, że mówiąc „K2” myślę – Wanda.
Pierwsi panowie weszli na K2 tego samego roku co Wanda Rutkiewicz, ledwie dwa tygodnie później. Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski zdobyli wierzchołek drugiej góry świata 8. lipca 1986r. prowadząc wcześniej tzw. „Polish line”, trudną drogę na południowej ścianie, do dziś nie powtórzoną w całości. Niestety Piotrowski zginął podczas zejścia ze szczytu. Wejście i wypadek Piotrowskiego opisał Jerzy Kukuczka w książce „Mój pionowy świat”:
„Z najwyższym wysiłkiem ruszam, zaczynam trawersować serak. Wychodzę nad niego i widzę, że droga już się wyraźnie kładzie. Czuję, że szczyt jest blisko. Odwracam się, krzyczę triumfalnie do Tadeusza:
– Szczyt jest tuż, tuż!Nie czekam na odpowiedź, idę dalej, bo czuję, że to już kwestia tylko kilku, może kilkunastu kroków. Po chwili jestem na szczycie. Siadam, by uspokoić skołatane wysiłkiem płuca, serce, mięśnie. Sięgam po aparat, robię zdjęcia. I dociera do mnie, że nie ma tu jeszcze Tadeusza. Robię kilka kroków do tyłu i widzę, jest! Dochodzi. Wymieniamy zdyszane od wysiłku gratulacje.
– To Twój pierwszy… – sapię poklepując go z uznaniem po plecach.
– A Twój jedenasty – odpowiada głosem rwanym zmęczeniem i wielką satysfakcją.
Bo Tadek nigdy jeszcze nie wspiął się tak wysoko, nigdy jeszcze nie postawił stopy na szczycie ośmiotysięcznika. Zaczął od drugiej góry świata, którą zdobył najtrudniejszą z dotychczasowych dróg”.
I dalej o wypadku Piotrowskiego:
„(…) Tadeusz schodzi za mną. W połowie stoku zatrzymuję się i patrzę w górę. Idzie dokładnie po moich śladach. Unoszę głowę jeszcze raz i akurat widzę… Z nogi Tadeusza spada rak! Coś krzyczę, ale tego, co się stało w następnej sekundzie, przewidzieć nie mogłem. W dół leci drugi rak! Tadeusz trzyma się już tylko czekana. Krzyczę: – Uwaaaaażaj! Ale jest za późno, żadna przestroga nie może już zmienić niczego. Tadeusz tylko przez moment jakby próbuje walczyć, ale jest przecież w sytuacji człowieka, któremu nagle wyrwano spod nóg drabinę. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zacisnąć ręce na wbitym czekanie. Nie udaje się. Czekan zostaje. Tadek leci w dół. Jesteśmy dokładnie w jednej linii. Krzyczy tylko: – Jureeeek! Nie może zrobić nic. (…) Czuję potężne uderzenie. Tadeusz dosłownie zjeżdża po mnie i leci dalej. Zanim oprzytomniałem i upewniłem się, że ciągle jeszcze stoję, upłynęły sekundy. Gdy odwracam się za siebie, dostrzegam tylko toczące się po stromiźnie grudki śniegu i wyrytą w płytkim śniegu rynnę, prowadzącą prosto w dół. Po jakichś stu metrach, w miejscu, w którym zbocze urywa się ścianą, ginie także bezpowrotnie ostatni ślad Tadeusza”
Wielki sukces (nowa droga i wejście na wierzchołek) okupiony został wielką tragedią. Nie pierwszy i nie ostatni raz w historii polskiego himalaizmu. To nieprzyjemna statystyka, jednak prawdą jest, że najtragiczniejsze lato w historii zdobywania drugiego co do wysokości szczytu na Ziemi miało miejsce właśnie w 1986 roku. Zginęła trójka polskich wspinaczy, Wojtek Wróż i wspomniany już Tadeusz Piotrowski, a na drodze normalnej życie straciła Dobrosława Miodowicz-Wolf. Oprócz nich na stokach K2, w wypadkach zginęło lub zmarło z wyczerpania kilka innych osób różnych narodowości.
K2 (8611m). Linia czerwona – „Magic Line” (Wróż, Piasecki, Bożik 1986). Linia żółta – „Polish line” (Kukuczka i Piotrowski 1986). Zdjęcie: Aleksander Lwow, topo: Janusz Kurczab
W tym samym roku została również wytyczona bardzo trudna technicznie droga – „Magic Line”, a w poprowadzeniu jej mieli udział Polacy – Wojciech Wróż i Przemysław Piasecki. Towarzyszył im słowacki alpinista – Peter Božik. „Magic Line” została wyrysowana przez Janusza Kurczaba na zdjęciu zamieszczonym powyżej. Wspinaczkę na tej drodze rozpoczęły dwa zespoły. Pierwszy: Przemek Piasecki, Wojtek Wróż i Peter Božik. Drugi zespół stanowili: Janusz Majer (kierownik wyprawy), Anna Czerwińska i Krystyna Palmowska. Pierwszy zespół przeszedł ścianę i 3. sierpnia stanął na szczycie. Podjęto decyzję o schodzeniu drogą pierwszych zdobywców. Na jednym ze stanowisk lina poręczowa nie była odpowiednio zamocowana, Piasecki zjechał bez problemu, ostrzegając Słowaka o problemie na linie. Božik również dotarł do stanowiska i czekał na Wojtka Wróża, po chwili jednak rozpoczął zejście. Wojtek Wróż już się nie pojawił. Piasecki wspomina, że wraz z Peterem słyszeli tylko odgłos czekana uderzającego o kamienie. Drugi zespół wycofał się z akcji.
W międzynarodowej wyprawie swoje wejście na K2 chciała zaliczyć również Dobrosława Miodowicz-Wolf, przez przyjaciół nazywana „Mrówką”. Zawróciła 100 metrów przed szczytem, nie mając sił na przeprowadzenie ataku i bezpieczne zejście. W międzyczasie pogoda załamała się i zespół utknął w namiotach w „strefie śmierci”. Część zespołu, mimo niesprzyjających warunków, rozpoczęła schodzenie do bazy, byli to m.in. „Mrówka” i Kurt Diemberger (pierwszy zdobywca Broad Peak i Dhaulagiri). W szalejącej zamieci śnieżnej Dobrusia nie miała siły dotrzeć do bazy. 10. sierpnia 1986 umiera na poręczówkach. Rok później jej ciało zostaje znalezione przez uczestników wyprawy japońskiej i pochowane w szczelinie pod K2.
Niestety rok 1986, mimo ewidentnych sukcesów, kojarzy się głównie z tragediami. Tego lata pięciu Polaków zdobyło szczyt, zginęła trójka uczestników wypraw. Pamięć o ofiarach tamtego lata trwa. Żona Tadeusza Piotrowskiego wydaje kolejne albumy z jego zdjęciami z Himalajów i Karakorum. O Dobrosławie Miodowicz-Wolf powstał film „Za cenę życia”. Można go obejrzeć w internecie: część 1; część 2; część 3. Eliza Kubarska nakręciła film „K2. Dotknąć nieba” opowiadający historię dzieci wspinaczy, którzy zginęli na tej górze. Bohaterami są Hania Piotrowska, Łukasz Wolf, Lindsay i Chris Tullis (dzieci Julie Tullis, uczestniczki wyprawy międzynarodowej i partnerki wspinaczkowej Kurta Diembergera).
Kolejni Polacy pojawili się pod K2 w 1994 roku, byli to Krzysztof Wielicki i Wojciech Kurtyka, którym towarzyszył Amerykanin Carlos Buhler. Celem była zachodnia ściana, nazywana przez Wielickiego „Idee Fixe Wojtka Kurtyki”. Wspinacze mieli do pokonania formację, która nazywana była „półksiężycem”. Baza wysunięta znajdowała się na wysokości 6250 m n.p.m. Niestety, obrana droga była bardzo niebezpieczna, „zaczynała się niecką, którą leciały pyłówki, kamienie i kawałki lodu. Ten ostrzał nasilał się, kiedy zaświeciło słońce” – pisał w swojej książce „Mój Wybór” Krzysztof Wielicki. Po niepowodzeniu na zachodniej ścianie wspomniana trójka przeniosła się na Drogę Basków, ale tam również nie było sukcesu. Tuż przed atakiem wycofał się Wojtek Kurtyka, który bał się odmrożeń w niesprzyjających warunkach, a Wielicki i Buhler kontynuowali atak ze wspinaczami z innych wypraw. Dopiero na wysokości, jak mu się wydawało, 8500 m (faktycznie było to ok. 8200 metrów) Krzysztof postanowił zawrócić. Powodem były niesprzyjające warunki śniegowe i późna godzina, oraz styl, w jakim „zespół” pokonywał dalszą drogę do szczytu. Głównym prowadzącym i torującym był słynny przewodnik himalajski Rob Hall, który wspierał się butlą z tlenem.
W 1996 roku na K2 pojechała trójka Polaków: Krzysztof Wielicki, Piotr Pustelnik i Ryszard Pawłowski. Próbowali zdobywać szczyt od strony północnej, zresztą tej, którą lepiej znał Wielicki. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że przed nimi tylko kilku wyprawom udawało się zdobycie tego szczytu właśnie od strony chińskiej i łatwiej było Wielickiemu uzyskać pozwolenie na tę drogę (Pakistańczycy nie wydawali w tym sezonie podwójnych pozwoleń, a Wielicki planował atakować również szczyt Nanga Parbat, znajdujący się w całości na terenie Pakistanu). Później miało się okazać, że wyprawa ta była wyjątkowa jeszcze z jednego powodu – akcji ratunkowej przeprowadzonej przez Polaków.
Pomysł na akcję górską był prosty: Polacy (Wielicki, Pawłowski, Pustelnik oraz Józef Goździk, Marek Grochowski, Piotr Snopczyński, Marek Różniecki), wraz z Włochami Marco Bianchim i Christianem Kuntnerem i kolegą Pustelnika, R.D. Caughronem, jak określono to w wywiadzie rzece „Mój wybór”, zamierzali „wyprostować drogę japońską (poprowadzoną w 1982 roku – przyp. autor), czyli wejść na szczyt filarem północnym, czego nikt do tej pory nie zrobił”, jednak porzucono te plany ze względu na pogodę oraz zagrożenia obiektywne. Stanęło na powtórzeniu drogi japońskiej, z małymi wariacjami. Ostatecznie Krzysztof Wielicki wraz z Włochami stanęli na wierzchołku 10. sierpnia, a Pustelnik i Pawłowski zrezygnowali z ataku szczytowego, jak wynika z relacji Piotra Pustelnika, ze względu na późną godzinę. „Wspinaczka przebiegała powoli i w pewnym momencie (…) zrobiło się dosyć późno. Za późno. Trójka z Wielickim szła powoli, wybijali ślady, asekurowali się. Pomyślałem, że to pachnie biwakiem na ponad 8000 metrów. Popatrzyłem na Ryśka, Rysiek na mnie i postanowiliśmy zawrócić” – pisze w swojej książce „Ja, pustelnik”. Para Polaków zeszła do obozu trzeciego, robiąc miejsce w „czwórce” trzem himalaistom wyczerpanym atakiem szczytowym. Jak się okazało – była to rozsądna decyzja. Marco Bianchi poczuł się bardzo źle, był wyczerpany, Piotr Pustelnik ruszył mu z pomocą. „Umówiliśmy się z Ryśkiem, że ja schodzę w dół z Markiem, a on będzie na mnie czekał dwa dni. Jak się nie pojawię (…), to pójdzie z Rosjanami na wierzchołek” – czytamy u Pustelnika. Piotr zdawał sobie sprawę z tego, że może to oznaczać utratę szans na szczyt, ale dla niego życie współtowarzysza było ważniejsze. Zarówno akcja ratunkowa Marco, jak i atak szczytowy w wykonaniu duetu Pawłowski-Pustelnik, zakończyły się pełnym sukcesem. Dodatkowo Polacy zostali nagrodzeni przez górę znakomitą pogodą, jaką zastali na szczycie. „Pogoda, dotąd nie najlepsza, poprawiała się (…). Dotarliśmy do miejsca, gdzie już było łatwiej, i na sześć czy siedem godzin zapanowała absolutna lampa, było niemal bezwietrznie. Do tego stopnia, że jakieś pięćdziesiąt metrów pod wierzchołkiem zrobiłem herbatę; część zostawiliśmy dla idących za nami Rosjan, którzy widząc maszynkę do gotowania i napar, mieli oczy jak spodki!”. Piotr Pustelnik i Ryszard Pawłowski stanęli na szczycie K2 14. sierpnia 1996 roku (a nie w lipcu, jak można przeczytać w kilku innych artykułach, głównie w internecie, ale też, niestety, w książce Piotra Pustelnika).
W 2011 roku na szczyt K2 wchodzi himalaista i znakomity filmowiec, Dariusz Załuski. Towarzyszy on wspinaczom z międzynarodowej wyprawy, którzy zdobyciem szczytu chcą zakończyć zdobywanie Korony Himalajów i Karakorum. W trakcie wyprawy Dariusz kręci film „Dwoje na K2” o Gerlinde Kaltenbrunner i jej ówczesnym mężu, Ralfie Dujmovitsie. Film, który później zyskał uznanie w środowisku górskim i był wyróżniany na kilku festiwalach filmów górskich.
W 2012 roku drogą normalną na szczyt wchodzi młody, polski himalaista, Adam Bielecki. W dniu zdobycia szczytu, czyli 31. lipca, ma 29 lat i jest najmłodszym polskim zdobywcą drugiej góry świata. Wejście drogą normalną, jak sam przyznaje, nie było zbyt dużym wyzwaniem, a najbardziej wymagającym elementem wspinaczki było… oczekiwanie na „rozładowanie się korków” na Żebrze Abruzzi. W tym samym czasie wspinały się na górę osoby z kilku wypraw komercyjnych, co skutecznie utrudniało Adamowi szybsze zdobycie szczytu i nienarażanie się na ciągłe postoje w niebezpiecznych miejscach (np. pod serakami).
W 2014 roku na szczycie drugiej góry świata pojawiają się najpierw Janusz Gołąb, a kilka godzin później Marcin Kaczkan. Trzeba dodać, że również w tym przypadku atak szczytowy następuje po długim oczekiwaniu na „zwiększenie się przepustowości na poręczówkach”. Artur Małek, zimowy zdobywca Broad Peak z 2013 roku, zawrócił kilkaset metrów przed wierzchołkiem. Można by powiedzieć: znów letnie wejście, kolejne drogą pierwszych zdobywców, ale tym razem wyprawa miała nieco inny charakter – był to początek zapoznawania się konkretnej grupy himalaistów z górą. Grupy, która niebawem miała podjąć próbę pierwszego w historii wejścia na K2 zimą.
Zima na K2
Jak już wspomniałem K2 do tej pory pozostaje górą niezdobytą zimą. Nie ma w tym przypadku – silne wiatry, uniemożliwiające działanie nawet przy dobrej pogodzie występują bardzo często, okna pogodowe są zazwyczaj krótkie, do tego sama góra jest technicznie trudna i niełatwa do pokonania, niezależnie od obranej drogi. Sam Krzysztof Wielicki twierdzi w swojej najnowszej książce („Mój wybór – Krzysztof Wielicki” – tom 2), że aby wejść na K2 zimą nie wystarczy wspierać się butlą z tlenem, bo nie przyniesie to spodziewanego efektu. Góra ta, ze względu na zagrożenia obiektywne oraz warunki pogodowe, pozostaje najtrudniejszym ośmiotysięcznikiem do zdobycia. Zdecydowanie trudniejszą niż najwyższy na globie Mount Everest.
Na przełomie 1987 i 1988 roku Andrzej Zawada zorganizował pierwszą zimową wyprawę na „Czogori”. W obliczu niezbyt dużych postępów w ścianie, załamującej się pogody, ciężkich warunków i zagrożeń na K2, po „urobieniu” ledwie 7300 metrów, podjęto decyzję o odwrocie z góry. Żeby wyprawa nie została uznana za porażkę, w międzyczasie obrano nowy cel, leżący nieopodal Broad Peak. Wyzwania podjęli się Aleksander Lwow i Maciej Berbeka, w międzyczasie kierownik wyprawy – Andrzej Zawada wziął na siebie załatwienie pozwolenia. Podczas ataku szczytowego, w ciężkich warunkach Lwow wycofał się do namiotu obozu czwartego, natomiast jego towarzysz kontynuował wspinaczkę. Jak się później okazało – Berbeka nie zdobył wierzchołka Broad Peak, a przedwierzchołek „Rocky Summit”, ekipa nie powiedziała mu prawdy, dowiedział się o tym z artykułu w „Taterniczku”. Autorem tekstu był jego wspinaczkowy partner, Aleksander Lwow. Zakopańczyk obraził się na Lwowa, na kierownika wyprawy, na całą obecną wtedy w bazie ekipę i zrezygnował z wypraw narodowych pod okiem Andrzeja Zawady, ale to już zupełnie inna historia… którą można sobie przypomnieć czytając archiwalny numer „Taterniczka” z 1988 roku.
Netia K2 2002/2003
Droga na północnej ścianie, którą zimą 2002/2003 próbowała zdobywać górę wyprawa Netia K2 pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego.
Kolejne wyzwanie zdobycia K2 zimą podjęła polska wyprawa pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego. Dlaczego to Wielicki był organizatorem i kierownikiem? Pierwotnie wyprawą miał kierować „Lider”, czyli Andrzej Zawada, niestety krótko po tym jak zdiagnozowano u niego raka trzustki zmarł (2000 rok). Wielicki chciał kontynuować plany Zawady, w dodatku jak sam podkreślał, czuł się spadkobiercą i naturalnym następcą Andrzeja, w końcu był jedynym żyjącym Polakiem, który wszedł na trzy ośmiotysięczniki zimą (Everest, Lhotse, Kanczendzonga, o jeden więcej miał nieżyjący Jerzy Kukuczka), było to dla niego naturalne posunięcie. Wyprawa miała zdobywać szczyt od strony północnej, czyli od strony chińskiej. Skład wyprawy: Krzysztof Wielicki (kierownik), Jacek Berbeka, Marcin Kaczkan, Piotr Morawski, Jerzy Natkański, Maciej Pawlikowski, Jan Szulc, Dariusz Załuski, Bogdan Jankowski (radiooperator), Roman Mazik (lekarz wyprawy), Bartosz Duda, Jacek Jawień, Piotr Kubicki, Jacek Teler, Zbigniew Terlikowski, Mikołaj Zieliński. Uczestnicy z zagranicy: Jacques Olek (zastępca kierownika; Kanada),Gia Tortladze (Gruzja), Denis Urubko (Kazachstan), Vasilij Pivtsov (Rosja), Ilias Thukvatulin (Uzbekistan). Na wyprawie byli obecni też pracownicy mediów i ekipa techniczna: Monika Rogozińska, Robert Wichrowski, Bartosz Prokopowicz, Jeremiasz Prokopowicz, Krzysztof Rzepecki, Michał Zieliński, Anna Pochwalska.
Część ekipy ze wschodu zarzucała kierownikowi wyprawy, że większość spośród osób przebywających w bazie stanowiły osoby, które się nie wspinają. To miało powodować, że wyprawa nie działała efektywnie. Sam Krzysztof Wielicki uważa dziś, że wschodnia część ekipy dopiero podczas akcji górskiej upewniła się, że nie ma dużych szans na osiągnięcie szczytu, poza tym mieli zaplanowane już wyprawy w inne góry świata, z większą szansą na sukces i zwyczajnie chcieli oszczędzać siły oraz sprzęt. Tak czy siak po kilku tygodniach Gia Tortladze, Ilias Thukvatulin i Wasilij Pivtsov opuścili wyprawę. Prawda na temat postępów wyprawy, o których mówili wschodni wspinacze, musiała być jednak inna, bo mimo tych „niedogodności” Piotr Morawski i Denis Urubko postawili w tragicznych warunkach pogodowych obóz czwarty na wysokości 7650m. Wyżej zimą nikt na K2 (do tej pory) nie był.
Być może ekipie udałoby się wejść wyżej, jednak nie pozwoliły na to surowe warunki i wypadek, który zdarzył się w obozie czwartym – Marcin Kaczkan zaczął zachowywać się tak, jakby dotknęła go choroba wysokościowa. Na szczęście po długiej i trudnej akcji ratunkowej wszyscy wspinacze bezpiecznie dotarli do bazy. „Stało się tak trochę na własne życzenie. To był efekt braku doświadczenia. Przez kilka dni – właśnie w takich ekstremalnych warunkach – mój organizm nie dawał sygnału głodu i pragnienia, więc po prostu nie jadłem i nie piłem tyle co powinienem. Odwodnienie i wyczerpanie energetyczne na dużej wysokości spowodowało, że organizm się zbuntował, co w tych warunkach mogło skończyć się tragicznie” – mówił Marcin Kaczkan po kilkunastu latach od wyprawy „Netia K2” (w wywiadzie dla strony tygodnik.tvp.pl tuż przed wylotem na zimową wyprawę na K2 w roku 2017). Kilka dni później baza została zwinięta, a wyprawa zakończyła działalność. „Decyzja jest nieodwołalna… Schodzimy. Ale wrócimy!” – powiedział na koniec Krzysztof Wielicki co zostało uwiecznione w filmie „Polska wyprawa na K2 – Na krawędzi” Aleksandra Dębskiego.
Dla Krzysztofa Wielickiego było to pierwsze tak duże wyzwanie organizacyjne i logistyczne, któremu przewodził zimą. Ciekawą opinię o jego podejściu do kierowania wyprawami wygłosił swego czasu nieżyjący już Artur Hajzer (film „Głód wspinaczki” – seria filmów o polskich himalaistach, produkcji Discovery World):
„Moim zdaniem Krzysiek nie jest idealnym kandydatem na kierownika wypraw i przejęcia pałeczki po Andrzeju Zawadzie. Albo się musi jeszcze trochę zestarzeć i wtedy będzie mu to szło lepiej, albo niech zostanie jeszcze wspinaczem i wejdzie zimą na jeden albo dwa ośmiotysięczniki”
Drugi film, który powstał o tej samej, zimowej wyprawie na K2, nosi tytuł „W cieniu K2”. Można go obejrzeć w internecie. Ciekawostką jest fakt, że w tych dwóch filmach twórcy podają inne dane, na przykład dotyczące wysokości na jakiej stanął obóz drugi. Według autorów „W cieniu K2” C2 było na 6600m. Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy, w swojej relacji na blogu himalman.wordpress.com podawał wysokość 6690m (a więc 90 metrów wyżej). Z kolei w filmie „Na krawędzi” na grafice przedstawionej w filmie widzimy wysokość aż 6800m. Różnica 200 metrów w podawanych przez różnych autorów wysokościach jest znacząca. Jak było faktycznie? Uważam, że w tym (i nie tylko w tym) przypadku warto zaufać kierownikowi wyprawy 🙂
Zima 2017/2018
W sezonie 2017/2018 zaplanowano Polską Zimową Wyprawę na K2. Polacy będą chcieli ostatecznie zamknąć klamrą rozdział pod tytułem „Himalaizm Zimowy”. To my zaczęliśmy eksplorację gór najwyższych zimą i nie ulega wątpliwości, że to my, Polacy, powinniśmy ją zakończyć. Akurat w tej kwestii środowisko wspinaczkowe jest jednomyślne. Część ekipy będą stanowić uczestnicy letniej wyprawy z 2016 roku, a tej zimowej przewodzić będą Krzysztof Wielicki (kierownik organizacyjny) i Janusz Gołąb (kierownik sportowy), a uczestnicy przygotowywali się do niej bardzo długo, można powiedzieć, że przez ostatnich kilka lat, biorąc udział w wyjazdach organizowanych przez PZA, PHZ właśnie na K2 czy na inne szczyty.
Niestety niepowodzeniem (niezdobyciem szczytu) zakończyła się letnia wyprawa unifikacyjna z 2016 roku, której kierownikiem był Jerzy Natkański (KW Warszawa), a uczestnikami: Jarosław Botor (KW Gliwice), Marek Chmielarski (KW Katowice), Paweł Michalski (KW Łódź) i Piotr Tomala (KW Lublin). Wyprawa ta miała za zadanie zapoznać uczestników z górą, spoić zespół i przygotować ich na pracę w ciężkich wysokogórskich warunkach. Po tej wyprawie miała być również podjęta decyzja, którzy z jej uczestników będą brani pod uwagę przy kompletowaniu składu na zimową wyprawę. Zakończyła się ona dość szybko, 24 lipca, a bezpośrednim powodem takiej decyzji były warunki pogodowe i potężna lawina, która dzień wcześniej zdewastowała obóz trzeci, porywając ze sobą zapas butli tlenowych, lin, namiotów i wyżywienia należącego w większości do oblegających górę wypraw komercyjnych. Podczas tej nieudanej ekspedycji najwyżej spośród Polaków dotarł Paweł Michalski, który (jak sam relacjonował na Facebooku) dotarł do punktu, w którym jego wysokościomierz pokazywał 6950m. Na poniższym zdjęciu punkt ten (mniej więcej) jest oznaczony kolorem zielonym, punkty czerwone zaś to droga pierwszych zdobywców, którą zamierzali wspinać się nasi himalaiści.
K2 i droga pierwszych zdobywców oznaczona na czerwono. Zielony punkt – wysokość osiągnięta przez Pawła Michalskiego na letniej wyprawie w 2016 roku. źródło: http://polskihimalaizmzimowy.com
Kolejnym etapem przygotowującym himalaistów do trudów wyprawy zimowej na K2, była seria letnich wypraw na Everest, Makalu, Lhotse i Annapurnę. Brali w nich udział himalaiści z szerokiego składu. Adam Bielecki pierwotnie miał wytyczać nową drogę na ośmiotysięczniku Cho Oyu (8201m), ale chińskie władze odmówiły mu wizy ze względu na posiadaną przez niego wizę pakistańską. Dlatego wraz z Rickiem Allenem, Felixem Bergiem i Louisem Rousseau zmienili plany i zamierzali zdobyć północno-zachodnią ścianę Annapurny (8091m). Ostatecznie Adam Bielecki wraz z Rickiem Allenem i Felixem Bergiem wycofali się spod Annapurny bez sukcesu.
Paweł Michalski z kolei ruszył wiosną 2017 roku na Makalu, na które ostatecznie nie udało mu się wejść (dotarł na wysokość ok. 8000 metrów i ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe i niską temperaturę, zmuszony był zawrócić). Po zakończeniu tej wyprawy miał dołączyć do wyprawy na Lhotse, jednak ostatecznie do tego nie doszło, ze względu na przemęczenie i odmrożenia „złapane” na Makalu. Żaden z uczestników wyprawy Everest/Lhotse nie zdobył najwyższego szczytu świata, za to Rafał Fronia wszedł na Lhotse. 20 czerwca 2017 wyruszyła kolejna polska wyprawa na K2, mająca na celu zapoznanie się ze szczytem kolejnej grupy himalaistów przed ogłoszeniem ostatecznego składu na wyprawę zimową.
25 czerwca – 1 lipca 2017 – karawana do bazy pod K2
3 lipca 2017 – rozpoczęcie działalności górskiej
3-5 sierpnia 2017 – powrót do Skardu
6 sierpnia – wylot z Islamabadu do Polski
Skład wyprawy: Jerzy Natkański (KW Warszawa), Janusz Gołąb (KW Gliwice), Jarosław Botor (KW Gliwice), Krzysztof Wranicz (KW Zakopane, lekarz TOPR), Dariusz Załuski (KW Warszawa, himalaista, operator filmowy). Ostatecznie w wyprawie nie uczestniczył Jarosław Botor, wyprawa nie odniosła też sukcesu – Janusz Gołąb działający w zespole z Kubą Poburką i Jędrkiem Bargielem (uczestnikami drugiej wyprawy) wycofał się z ataku szczytowego prowadzonego na drodze Cesena.
Jak wspomniałem, również 20. czerwca 2017 na K2 wyruszył Andrzej Bargiel, który zamierzał zdobyć drugą najwyższą górę świata powtarzając „Polish Line” poprowadzoną w 1986 roku przez Jerzego Kukuczkę i Tadeusza Piotrowskiego. Było to o tyle ciekawe przedsięwzięcie, że do tej pory nikt tej drogi nie powtórzył. Następnie Jędrek miał zamiar zjechać ze szczytu K2 na nartach, klucząc między „Polish Line” a drogą Cesena. Dwa polskie zespoły ostatecznie połączyły siły, ale nie pozwoliło to na osiągnięcie zamierzonych celów. Działalność górską zakończyli 31. lipca. Więcej o tych dwóch wyprawach przeczytacie tutaj.
Wszyscy czekamy na pierwsze zimowe wejście na K2. Oczywiście w wykonaniu Polaków.
Jako ciekawostkę załączam mapę 3d, na której możecie zobaczyć wszystkie najważniejsze polskie drogi na K2., włącznie z tą zaplanowaną na zimę 2018. O tutaj 🙂
—
Korzystałem z następujących źródeł:
– „Polskie Himalaje – Wielkie Wspinaczki” – Janusz Kurczab
– „Polskie Himalaje – Lodowi Wojownicy” – Janusz Kurczab
– „Polskie Himalaje – Panie w górach” – Janusz Kurczab
– „Polskie Himalaje – Największe Tragedie” – Janusz Kurczab
– „Krzysztof Wielicki – Mój Wybór” – Krzysztof Wielicki
– „Himalaistki” – Mariusz Sepioło
– „Wanda” – Anna Kamińska
– „Mój pionowy świat” – Jerzy Kukuczka
– Rozmowa z Marcinem Kaczkanem „Góra sama decyduje, kogo chce przyjąć” (http://tygodnik.tvp.pl/35384986/gora-sama-decyduje-kogo-chce-przyjac)
– polskihimalaizmzimowy.pl
– himalman.wordpress.com
– wspinanie.pl
– Magazyny „Taternik” i „Taterniczek”
– facebook.com
– twitter.com
Wykaz polskich wejść na K2 (8611m)
1986-06-23 Wanda Rutkiewicz (pierwszy polski obywatel na tym szczycie, pierwsze kobieta na K2)
1986-07-08 Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski (środkiem południowej ściany K2 poprowadzili nową drogę, nazywaną „Polish line”, której do dziś nikt nie powtórzył w całości)
1986-08-03 Przemysław Piasecki i Wojciech Wróż (wraz z nimi Peter Božík ze Słowacji, poprowadzili „Magic Line”, bardzo trudną nową drogę południowo-zachodnim filarem góry)
1996-08-10 Krzysztof Wielicki (od północy)
1996-08-14 Ryszard Pawłowski i Piotr Pustelnik (od północy)
2011-08-23 Dariusz Załuski
2012-07-31 Adam Bielecki
2014-07-31 Janusz Gołąb i Marcin Kaczkan
2018-07-22 Andrzej Bargiel (zdobycie szczytu i pierwszy w historii pełny zjazd z K2 drogą pierwszych zdobywców, następnie drogą Basków, wariantem Messnera i fragmentem drogi Kukuczka-Piotrowski z 1986. Podczas tej wyprawy po raz pierwszy w historii dron sterowany przez brata Andrzeja, Bartka Bargiela, wylądował na szczycie K2).
P.S. Prawdziwą skarbnicą wiedzy o K2 (ale nie tylko) jest Bob A. Schelfhout Aubertijn, polecam jego profil na facebooku🙂
Czy mogę prosić o źródło wejścia TP na NangaParbat? Chodzi o 1982 rok? Chciałbym zweryfikować.
pozdrawiam
sma piszesz tu ze piotrowski wszedł na k2, w statystykach masz że był na 1 ośmiotysięczniku, ale on zdobył też nanga parbat. trochę do poprawy masz.