Najpewniej jestem jedną z wielu osób, która nazwisko Abałakow kojarzyła jedynie z punktem asekuracyjnym we wspinaczce lodowej. Z racji tego, że nie wspinam się w lodzie, hasło to – w praktyce – było dla mnie równie obce, co „radziecki alpinizm”. Sięgając po książkę „Alpiniści Stalina” chciałem nadrobić braki w wiedzy na temat wschodniej szkoły wspinania. Nie zawiodłem się.
Ostatnio coraz częściej spotykam się z książkami, które oprócz historii o górskich podbojach, starają się ukazywać czytelnikowi ważne wydarzenia historyczne. Podoba mi się ten trend. Być może takie lokowanie górskich historii w odpowiednim miejscu i czasie nie jest niczym nowym i odkrywczym, ale dla czytelnika może być dużo ciekawsze, niż próba przebijania się przez kolejne strony opisów heroicznej walki w najwyższych i najokrutniejszych górach świata. Poza tym ukazanie górskich przygód, jakkolwiek wybitne one by nie były (w końcu to tylko wspinanie), w odpowiednim kontekście potrafi sprowadzić czytelnika na ziemię. A nierzadko przydałoby się, żeby na ziemię sprowadziło też autora.
Gdybym miał krótko określić książkę „Alpiniści Stalina”, to powiedziałbym, że jest to lektura trudna, ale bynajmniej nie z powodu błędów, bo tych wymienić nie potrafię. Wybaczcie, ale historia opowiadana przez Cedrica Grasa była tak ciekawa, że ewentualne błędy, jeśli były, to nie rzucały się w oczy. Wydawnictwo Mova zadbało o warstwę merytoryczną, prosząc o konsultację Prezesa Polskiego Związku Alpinizmu, Piotra Pustelnika. Bardzo prawdopodobne, że dzięki temu zabiegowi błędów po prostu uniknięto. Odnotować warto również staranną redakcję i korektę. Nie ma „wspinaczki w górę”, „zjeżdżania w dół” i tym podobnych koszmarków.
Lektura „trudna”, bo trudne były opisywane w niej czasy. W książce mnoży się od historii pełnych bólu, cierpienia i wzajemnego niezrozumienia. W związku z tym mam wątpliwości, czy Wydawnictwo Mova przebije się z tą książką do szerokiego grona, dla którego nagromadzenie informacji o systemowych prześladowaniach, przesłuchaniach i politycznych czystkach może być trudne w odbiorze. Nie zmienia to jednak faktu, że „Alpiniści” są lekturą intrygującą i każącą zamyślić się nad słusznie minionymi czasami.
Ta książka to również obraz tego, jak traktowany był w ZSRR alpinizm – inaczej niż w Europie zachodniej, gdzie zwykle funkcjonował „obok”, niezależnie od tego, kto akurat był u władzy. Alpiniści zachodni byli przez tenże zachód traktowani jak nonkonformiści, a radzieccy… cóż. Powiedzieć, że to dwa światy, to jak nic nie powiedzieć. Alpinizm na wschodzie był albo jako propagandowy oręż władzy, albo jego członkowie (choć oczywiście nie wszyscy) byli z różnych – często wydumanych – powodów prześladowani.
„Alpiniści…” to najgłębsze świadectwo niszczycielskiej siły ideologii, która okazała się ideologią utopijną. Bracia Abałakow byli wykorzystywani przez system, dopóki system ich potrzebował. W zamian, w dużym skrócie, zaoferowano im prześladowania Witalija i niewyjaśnioną śmierć Aleksieja.
Dochodzę do wniosku, że to nie jest książka o historii wschodniego alpinizmu, to nawet nie książka o braciach Abałakowach, choć właśnie im jest – w większości – poświęcona. To przede wszystkim książka o procesach myślowych (lub ich braku, w przypadku najwyżej postawionych działaczy komunistycznych), decyzjach politycznych, które radziecki alpinizm ukształtowały, choć w pewnym momencie były bliskie jego zniszczenia.
Warto sięgnąć po tę pouczającą lekturę.
„Alpiniści Stalina”; Cedric Gras
Wydawnictwo Mova, 2021
P.S. Jeśli podobają Ci się zamieszczane przeze mnie treści, zachęcam Cię do zostania patronem bloga 8tysiecy.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
www.patronite.pl/8tysiecypl