W szczególnym dla polskiego himalaizmu dniu, 5.03.2018 (rocznica pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak i stratę dwóch wspaniałych ludzi, Macieja Berbeki oraz Tomasza Kowalskiego), Krzysztof Wielicki ogłosił zakończenie Narodowej Zimowej Wyprawy na jedyny niezdobyty o tej porze roku ośmiotysięcznik – K2. Komunikat, który za pomocą strony Polskiego Himalaizmu Zimowego na Facebooku trafił do szerokiego grona fanów „Lodowych Wojowników”, był nieco dłuższy niż wcześniejsze.
Widok na K2 z bazy. Foto: Rafał Fronia, źródło: polskihimalaizmzimowy.com |
W oparciu o głęboką analizę sytuacji w porozumieniu z zespołem zdecydowałem dziś o zakończeniu akcji górskiej na K2.
Wpływ na decyzję o zakończeniu akcji miały następujące czynniki:
1. Wynik rekonesansu zespołu Adam Bielecki i Janusz Gołąb w dniu dzisiejszym. Okazało się, że na drodze do C1 wszystkie liny są zasypane, namiot w bazie wysuniętej jest uszkodzony, istnieje również duże prawdopodobieństwo zniszczenia obozów C1,C2 oraz C3.2. Prognoza pogody, która potwierdza tylko 1 krótkie okno pogodowe ok 11.03.2018
3. Brak możliwości zaaklimatyzowania min. 1-go zespołu na wys. 7200m, który by zdążył po powrocie do bazy na podjęcie próby ataku szczytowego w dniu 11.03
4. Zagrożenie lawinowe w górnych partiach drogi. W ostatnich 8 dniach zanotowaliśmy łącznie ponad 80cm opadów śniegu.
5. Ostrzeżenie z Portalu Ventusky o dużych opadach na wys.7600m
6. Złe prognozy na okres po 11.03.2018
Priorytetem wyprawy jest bezpieczeństwo uczestników.
Krzysztof Wielicki
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie była to pochopna, ale bardzo dobrze przemyślana i jednocześnie trudna decyzja. Miesiące przygotowań, ponad dwa miesiące spędzone w bazie na lodowcu, setki metrów lin poręczowych rozwieszonych na drodze, praca całego zespołu okupiona dwiema poważnymi kontuzjami Rafała Froni i Adama Bieleckiego… To wszystko już przeszłość. Cała grupa niebawem wróci do domu. Pokusiłem się na małe podsumowanie wyprawy z mojego punktu widzenia, zwykłego obserwatora, „fana polskiego himalaizmu”, nie tylko zimowego, kogoś, kto wyprawie przyglądał się bardzo wnikliwie od jej początku do samego końca.
***
Sprawa z Denisem Urubko. Tak naprawdę nie wiadomo, jaki status miał mieć w „powołanej” grupie wspinacz rodem z Kazachstanu, od niedawna posiadający polski paszport. Przed wyprawą wielokrotnie zmieniał zdanie co do tego, czy będzie w wyprawie uczestniczył. „Denis jest bardzo dynamiczny. Zmienia się to z dnia na dzień. Raz jedzie, raz nie jedzie. Teraz jedzie i nie wiem czy pojedzie, ale na razie jest w składzie. Oczywiście dobrze by było, gdyby pojechał, bo to jest bardzo mocny zawodnik” – mówił w październiku 2017 Krzysztof Wielicki dla portalu rmf24.pl. Sam Denis Urubko przed wylotem powiedział, że „Ja jestem tylko żołnierzem, generałem jest Krzysztof Wielicki”. Czy kierownik pomylił się co do Denisa? Sam przecież mówił: „Denis jest mi potrzebny. Wiem, że w razie potrzeby, kiedy część zespołu będzie chciała iść do szczytu, a ja powiem, żeby wracać, to Denis mnie posłucha” – w domyśle, że Denis będzie miał na tyle duży wpływ na grupę, że nie dojdzie do żadnej tragedii spowodowanej tylko i wyłącznie ambicjami poszczególnych członków. Z tych nadziei, jak wiemy, nic nie wyszło, Denis w pewnym momencie zdecydował się na samotny atak na K2, który zakończył się, jak podaje sam himalaista, na wysokości ok. 7600 metrów. O samej akcji Denisa na górze nie wiadomo zbyt wiele, poza tym, że do odwrotu ostatecznie przekonała go marna pogoda i szczelina, w której znalazł się po oberwaniu mostu śnieżnego.
Moim zdaniem atak ten nie miał najmniejszych szans na powodzenie, a mógł też zakończyć się tragicznie. Skoro jednak Denis podjął taką decyzję i argumentował, że bez tego czułby źle, miałby do siebie pretensje, że nie spróbował – ok. Natomiast sposób w jaki to zrobił był absolutnie nie do zaakceptowania. Również samo rozstanie z ekipą nie przebiegło chyba w taki sposób, w jaki mogło. Osobiście uważam, że zarówno w górach, jak i w dolinach, szczerość powinna być na pierwszym miejscu. Moim zdaniem Denis powinien po tym ataku wrócić do bazy, przeprosić innych uczestników wyprawy za swoją decyzję, powiedzieć: „Panowie, przepraszam. Zrobiłem błąd. Chciałbym Wam pomóc. Nie uznaję wejścia marcowego jako zimowe, mam do tego prawo, ale jeśli Adam będzie potrzebował partnera-pójdę z nim, nawet w marcu. Najwyżej poczekam na niego pod szczytem”. To by było postawienie sprawy po męsku, wszak, cytując klasyka, mężczyzny nie poznaje się tylko po tym jak zaczyna, ale również po tym jak kończy. Denis po powrocie do Polski jeszcze na lotnisku mówił o złej/dziwnej atmosferze w trakcie całej wyprawy, ale bardzo chętnie będzie się jeszcze wspinał ze swoimi polskimi przyjaciółmi, Adamem Bieleckim, Marcinem Kaczkanem i innymi. Na pytanie o relacje z Krzysztofem Wielickim tylko uśmiechał się pod nosem i nie chciał odpowiadać.
Myślę, że w tej relacji potrzebny jest czas na przemyślenia, chęć rozmowy i, tak na oko, litr dobrego trunku, a wszystko między dwoma Panami o silnych osobowościach wróci do normy.
***
Kwestia obranej drogi. Czy naprawdę nie można było zmienić wcześniej drogi Basków na drogę pierwszych zdobywców (tzw Żebro Abruzzi), skoro bombardowanie kamieniami trwało niemal od początku obrania tej drogi? Przed Adamem i Rafałem kamieniami dostali Dariusz Załuski i jeden z HAPS-ów. Zleciała lawina. Czy już wtedy nie należało podjąć decyzji o przejściu na „Żebro”? Taką potrzebę najprawdopodobniej widział Denis, który podczas jednego z ostatnich wyjść zebrał swój sprzęt z obozów na drodze Basków i stwierdził w jednym z wpisów na blogu, że dalsza działalność na tej drodze nie ma sensu.
***
W sieci pojawiały się pytania, czy wyprawa nie działała zbyt asekuracyjnie? Nie będę się wypowiadał w imieniu wspinaczy ani mądrzył na temat bezpieczeństwa w górach wysokich, uważam, że ten temat powinien być dyskutowany wyłącznie w gronie samych himalaistów, w końcu to oni ryzykują własnym zdrowiem i życiem. Posłużę się cytatem z, nieżyjącego już niestety, Artura Hajzera, który tak mówił o złotej erze polskiego himalaizmu: „My Polacy jako nacja, byliśmy uznani jako najaktywniejszą i najlepszą nację w tym sporcie, ale z perspektywy lat mam wątpliwość, czy rzeczywiście rozegraliśmy tę partię profesjonalnie, czy pewna granica wariactwa, wyścigów czy konkurencji nie została przekroczona, bo wystawiła nam bardzo wysoki rachunek i ta polska potęga himalajska się po prostu wzięła i zabiła w tych górach, tak to trzeba nazwać”.
Natomiast otwartą kwestią, i to będzie pewnie dyskutowane już przez samą ekipę i ludzi ze „środowiska, pozostaje, czy tak trudną górę jak K2 da się zdobyć w sposób zupełnie bezpieczny. Historia zna przecież przypadki, że zimowe wejścia niejednokrotnie miały miejsce wówczas, gdy uczestnicy wyprawy podejmowali ryzyko nieco większe niż samo wyjście z bazy i poruszanie się po łatwym, zabezpieczonym terenie.
***
Medialny wymiar wyprawy. Zostały popełnione błędy, których kolejne wyprawy popełnić nie powinny. Normalnym stanem rzeczy jest, że uczestnicy wyprawy, czy to indywidualnie, czy zbiorowo, mają zobowiązania wobec sponsorów. Wydaje mi się, że koordynowanie z Polski spraw związanych z mediami nie jest dobrym pomysłem, podobnie jak rozdawanie wszystkim dziennikarzom numeru telefonu satelitarnego do bazy, a przynajmniej nie w wypadku, gdy telefonem zajmuje się kierownik wyprawy. Jeśli naprawdę media muszą kontaktować się z mieszkańcami bazy na tak dużej wyprawy, to ten kontakt powinien być naprawdę ograniczony. Mam też duże wątpliwości co do obecności mediów w bazie. To nie jest dobry pomysł, a przykłady z historii światowego wspinania można mnożyć. Żadna z działających w ostatnim czasie wypraw nie zapraszała do bazy mediów, dziennikarzy z kamerami, a potrafiła w bardzo dobry sposób działać, również na polu „medialności”, choćby tegoroczna wyprawa Alexa Txikona na Everest. Być może jakimś rozwiązaniem, jeśli kolejne wyprawy chciałyby zachować poziom komunikacji z mediami i spełnianie ich „zachcianek” (kręcenie filmów, wywiady na miejscu, rozmowy przez telefon etc.), byłoby dołączenie do ekipy jednej osoby odpowiedzialnej tylko za sprawy związane z mediami, również za zamieszczanie komunikatów w internecie, zdecydowanie dłuższych i zaspokajających ciekawość większości „obserwujących” wyprawę. Pisanie komunikatów w stylu „wyszli-doszli-nie weszli-zeszli” nie powinno być w gestii kierownika.
Kolejna sprawa – internet w bazie: Pomaga czy przeszkadza? Na pewno to dobrze, że dzięki niemu uczestnicy wyprawy mogą częściej kontaktować się z rodzinami. Czy dobrze, że zamiast ze sobą rozmawiać siedzą w internecie? Albo, że za pomocą aplikacji nawołują się na śniadanie/obiad/kolację? Moim zdaniem nie, osobiście chyba bym zwariował porozumiewając się z moimi kolegami w tak błahych sprawach za pomocą messengera.
***
Czy wyprawa była udana? Nie wiem. Na pewno dużo osób pracowało na to, by wspinacze mogli skupić się na wspinaniu, a czy tak było?Na to pytanie muszą odpowiedzieć już sobie uczestnicy wyprawy. Z całą pewnością można stwierdzić, że wyprawa na pewno była w gruncie rzeczy szczęśliwa – uczestnicy, w większości, wracają do kraju bez uszczerbku na zdrowiu. Udało im się również uratować ludzkie życie. To jest bezcenne.