W chwili kiedy piszę tę notkę na blogu Janusz w mediach społecznościowych jest mieszany z błotem. Mowa jest o egoizmie, nieodpowiedzialności, o przedkładaniu swoich ambicji nad dobro innych wypraw, które teraz mogą mieć kłopoty. W mojej głowie zapala się niewielka, ale jednak, czerwona lampka, a język wypowiada krótkie: „hola, hola”. Nie takie rzeczy świat widział i jakoś wspinać się można nadal, nawet w Tybecie. Nikt żadnej góry w powietrze nie wysadził, tylko czasowo zabronił wspinać się akurat w tym rejonie do końca roku 2017. Do końca roku! Gdyby prześledzić dotychczasowe „zamknięcia” Tybetu przez Chińczyków można by dojść do wniosku, że władze szukają byle pretekstu, by realizować swój cel polityczny. Do czasu, kiedy nie znajdzie się ktoś, kto chce za wyprawę zapłacić spore pieniądze, wtedy rejon otwiera się cudownie na wszelkich przybyszów. Doskonale rozumiem, że Janusz zawinił postępując egoistycznie, nie myśląc o innych, być może już opłaconych (!) wyprawach, które miały zamiar przebywać w Tybecie jesienią, ale hejt w niczym tu nie pomoże, tym bardziej ze strony polskich czynnych himalaistów, których z Tybetem łączą interesy.
Historia zna przypadki wejść na ośmiotysięczniki bez odpowiednich pozwoleń, a więc z kronikarskiego punktu widzenia – nielegalne. Pierwsze na myśl przychodzi wejście na główny wierzchołek Broad Peak przez Jerzego Kukuczkę i Wojtka Kurtykę w lipcu 1982 roku. Gdyby wszystko odbyło się legalnie byliby oficjalnie uznani za pierwszych polskich himalaistów na tym szczycie (rok później legalnie na szczycie znalazła się Krystyna Palmowska, która jednocześnie została pierwszą kobietą na Broad Peak). Faktem jest, że w latach osiemdziesiątych nie dochodziło do tak skrajnych sytuacji jak ta z Januszem w roli głównej, ale mimo wszystko wejście Broad Peakowe mogło wywołać skandal dyplomatyczny. Jakoś rozeszło się po kościach. Myślę, że w tym przypadku będzie podobnie, choćby ze względu na niezbędny w tym rejonie świata, świeży dopływ gotówki. A nawet jeśli do tego nie dojdzie, Chińczycy się uprą i nie wpuszczą do Tybetu nikogo choćby przez najbliższe kilka lat… to chyba tym bardziej było warto. Taka szansa zdarza się nieczęsto, jak ograbienie przez piratów bogatego w towar hiszpańskiego statku.
Janusz, Ty piracie. Warto było?